strona główna >gazetka nr 1 > gazetka nr 2 > wywiad

 

   Wywiad z dziennikarką "Tygodnika Siedleckiego" - panią Mileną Celińską.

 

1.   Jak Pani wspomina naszą szkołę, nauczycieli, kolegów z lat szkolnych, swoją klasę?

Powiem szczerze, że tak naprawdę nigdy nad tym się nie zastanawiałam. Mam, więc chwilę na refleksję… Z wieloma kolegami czy koleżankami z klasy mam kontakt do dziś, sporadyczny ale jest. Z Marzenką Gaj mieszkałam nawet przez 4 lata na studiach. „Dziesiątka” zawsze będzie mi się kojarzyła z panią Bożeną Szczygielską, która była moim wychowawcą. Fantastyczna kobieta. Szkołę wspominam w miarę dobrze. Wiele z niej oprócz nauki nie wyniosłam. Kiedy ja byłam uczennicą nie było dużego wyboru w zajęciach poza lekcyjnych i możliwości rozwoju. Pamiętam, że przez jakiś czas współpracowałam ze szkolnym radiowęzłem – szybko ten pomysł niestety podupadł. Nauczyciele nie potrafili dotrzeć do ucznia, niepokornych wysyłano do pani pedagog, która nie wiem czy tak naprawdę potrafiła pomóc. No, ale dość krytyki. Rozgadałam się – mówi śmiejąc się  Milena – Oprócz lekcji i nauczycieli najważniejsze chyba były przerwy, bo podczas nich mogłam spotkać się ze swoją pierwszą miłością, z którą zresztą spędziłam pół mojego życia.

Jakie przedmioty Pani lubiła?

Jak przystało na humanistkę - język polski, historię. Nie cierpiałam biologii i rosyjskiego, ale to chyba bardziej ze względu na nauczycieli niż sam przedmiot.

Czy chciałaby Pani wrócić do lat dzieciństwa, bo wielu z nas chciałoby już być dorosłym?

Raczej nie. Owszem dzieciństwo wspominam bardzo miło, ale na chwilę, obecną jestem zadowolona ze swojego życia. Jak każdy popełniałam błędy, ale niczego nie żałuję i to jest chyba najważniejsze. Żyję tak, by móc sobie wieczorem powiedzieć „ten dzień był piękny” i staram się nie cofać w czasie…

Czy trudno zostać dziennikarzem? Co wpłynęło na to, że została Pani dziennikarką, czy to przeznaczenie?

To chyba jeden z zawodów, który tak naprawdę nie wymaga skończenia „wielkich” szkół, trzeba mieć smykałkę do pisania i czuć się jak ryba w wodzie wśród ludzi. Owszem szkoła jest ważna, ale praktyka jest stokroć ważniejsza – opowiada Milena – Dlaczego dziennikarstwo? To proste. Mój ojciec też był dziennikarzem. Zawsze na niego patrzyłam z zazdrością, że spotyka się z ciekawymi ludźmi, że ma nienormowany czas pracy. Już w liceum byłam pewna, że chcę studiować dziennikarstwo i nigdy potem tej decyzji nie żałowałam.

Skąd Pani czerpie pomysły na ciekawe artykuły? Czy zawsze ma Pani pomysł na artykuł?

Pomysły daje mi życie. Wiele artykułów, które powstało opisywało problematykę najbliższego mi otoczenia – przyjaciół, rodziny. Czasem do redakcji dzwonią bądź przychodzą mieszkańcy naszego miasta i opowiadają o swoich problemach i wtedy rodzi się temat. Nie zdarzyła mi się sytuacja bym nie miała pomysłu, bym myślała, co mam napisać. Życie składa się z wielu części, problemów, radości i smutków i temat zawsze się znajdzie.

Czy mogłaby Pani nam opowiedzieć jakąś ciekawą bądź śmieszną przygodę ze swojej pracy dziennikarskiej?

Przygód jak na razie nie miałam, ale wesoło jest dość często: gdy jeżdżę na sesje rady miasta czy powiatu, na spotkania z wiejską ludnością. Życie samo pisze śmieszne sytuacje.

Sami redagowaliśmy szkolną gazetkę. Obecnie wydajemy ją w wersji elektronicznej. Chcielibyśmy, aby udzieliła nam Pani kilku wskazówek pod kątem, co to znaczy dobry artykuł a co zły?

Zapewne wiecie, że najważniejszy jest lead. Jeśli czytelnik przeczyta pierwsze trzy zdania i się nie znudzi to zapewniam przeczyta i resztę artykułu. Poza tym tytuł musi krzyczeć do czytelnika, przykuwać wzrok, zaintrygować. Ja zabierając się do pisania najpierw czytam swoje notatki i układam sobie wszystko w głowie. Jak „czuję „ temat, samo się tworzy... Na końcu piszę lead i tytuł i powiem szczerze z tytułem mam zawsze problem. Jeśli chodzi o więcej rad, możemy zorganizować sobie jakieś warsztaty dziennikarskie i chętnie udzielę Wam wielu porad.

Spotyka się Pani z wieloma problemami ludzi, czy to nie obciąża Pani psychicznie?

To okropne, ale już się przyzwyczaiłam i jestem mniej wrażliwa na krzywdę ludzką. Nie mogę emocjonalnie podchodzić do swojej pracy, bo wtedy moje artykuły byłyby nieobiektywne. Kij ma zawsze dwa końce, prawda leży po środku… - opowiada Milena -  Po ukazaniu się artykułu szybko o nim zapominam i biorę się za następny. Nie znaczy to, że jestem zimna i nieczuła, po prostu z emocjami trzeba się pilnować i nie dać się wodzy uczuć. Straszne, ale prawdziwe…

Czy lubi Pani swoją pracę?

Bardzo, nawet ją kocham. Nie wyobrażam sobie siebie w innym zawodzie. Praca dziennikarza daje mi wiele satysfakcji..

 Jaki ma Pani gust literacki?

 Właśnie to jest problem. Nie mam czasu na czytanie książek, czasem, kiedy próbowałam, coś przeczytać, zasypiałam ze zmęczenia. No, ale jak na kobietę przystało lubię romanse – śmieje się Milena.

Jak spędza Pani czas wolny?

Cały swój wolny czas poświęcam jedynemu mężczyźnie w moim życiu - mojemu synkowi Martynowi. Jak to on mówi czasem „świrujemy”, chodzimy na spacery, do kina. Niestety jako dziennikarz muszę też pracować w weekendy i wtedy już nie mam w ogóle wolnego czasu. Jeśli wyjeżdżam na urlop wyłączam telefon, znikam i mnie nie ma dla nikogo. W mojej pracy nie żyje się dniami tygodnia, lecz rytmem gazety. Jednak robię wszystko, by czasem odpocząć, nie pędzić niewiadomo gdzie i za czym. W końcu życie jest takie krótkie…

Dziękujemy bardzo za rozmowę, poświęcony czas i życzymy samych sukcesów tak w życiu osobistym jak i w pracy.

Wywiad przeprowadzili uczniowie z kółka informatycznego.