strona główna >gazetka1>gazetka2 >gazetka3>gazetka4>gazetka5>gazetka6

 

Smak dzieciństwa - wspomnienia bożonarodzeniowe

Wywiad z moją babcią Sabinką

ïBa   Babciu, czy lubisz święta Bożego Narodzenia

- Lubię święta Bożego Narodzenia, ponieważ jest to specyficzny czas dla każdego z nas. Są to święta rodzinne podczas, których zapomina się wszystkie urazy, nieporozumienia, kłótnie. W te dni pragniemy dać innym nie tylko bliskim - dużo serca, ciepłą i pomocy. Chcielibyśmy aby wszyscy byli szczęśliwi.

 Jakie tradycje świąteczne zachowujesz?

- Obowiązkowo sianko i pieniążek pod obrusem, jemioła nad stołem, na stole stroik i świeczka z  Caritasu. Wigilię tradycyjnie zaczynam, kiedy zabłyśnie pierwsza gwiazdka na niebie. Wówczas wszyscy siadamy do stołu. Zazwyczaj ja odczytuję fragment pisma świętego. Opłatek w naszej rodzinie przełamuje mój mąż, następnie dzieli się kolejno ze mną i resztą rodziny. Po złożeniu życzeń śpiewamy kolędę Wśród nocnej ciszy i zasiadamy do wieczerzy. Po zakończeniu kolacji śpiewamy nasze ulubione kolędy, po czym zasiadamy przy choince czekając na prezenty. Zazwyczaj jeden z moich braci przebiera się za św. Mikołaja i rozdaje prezenty. Wigilia to najpiękniejszy dzień w roku.

Czy wierzysz w świętego Mikołaja?

- Gdy byłam małym dzieckiem na pewno wierzyłam, że istnieje święty Mikołaj.

  Do czasu gdy w szafi8e odnalazłam zapakowane przez moją mamę prezenty - podpisane od Św. Mikołaja charakter pisma na kartkach nie podlegał żadnej dyskusji. Wówczas zrozumiałam iż Mikołajem zawsze są rodzice.

Czy pamiętasz swój pierwszy prezent gwiazdkowy - co to było?

- Nie pamiętam nie wiem czy to był mój pierwszy prezent pod choinkę, ale ten utkwił mi w pamięci to przepiękna lalka góralka. Dla mnie ten prezent wówczas był najpiękniejszy.

ï   Jaką kolędę lubisz najbardziej?

- Najbardziej lubię dwie Cicha noc” „Gdy śliczna Panna

Ile Babciu potraw wigilijnych zawsze przygotowujesz na wieczerzę?

- Tradycyjnie 12. Potrawy przygotowuję wspólnie z moją siostrą. Jest to kapusta wigilijna, barszcz czerwony z uszkami, racuszki, ryba smażona. Karp w galarecie i oczywiście śledzie w różnym wydaniu.

Czego życzysz naszym uczniom w związku ze zbliżającymi się  świętami Bożego Narodzenia

- Waszym nauczycielom, wszystkim uczniom i ich rodzinom życzę Błogosławieństwa Bożego, mnóstwo prezentów pod choinkę, spełnienia marzeń i żeby Wasze buźki były zawsze uśmiechnięte.

Od kiedy chodzisz na pasterkę?

- Od najmłodszych lat, najpierw ze swoją mamą, a później ze swoją córką i synem  czyli twoim tatusiem.

 

Dziękuję Ci bardzo Babuniu Sabinko  za wywiad.

                                                             Ola z kl. Vc

Wywiad z moją babcią Stanisławą Wysokińską

- Powiedz mi babciu, jak wyglądała Wigilia w czasach, kiedy byłaś jeszcze małą dziewczynką?

- Cóż to było dawno, ale pamiętam, że w wigilię nic się nie jadło. W rodzinie moja mama robiła zawsze 12 dań wigilijnych. Nie było nigdy świąt bez karpia, śledzi, klusek z makiem, czy bigosu. Około godziny 16.00 po obrządku mój tata nikomu nic nie mówiąc szedł do stodoły, brał stamtąd sianko i kłosy zboża. Przychodził  z tym do domu i domownikom składał życzenia. Później zasiadaliśmy do stołu (oczywiście najpierw była modlitwa i śpiewanie kolęd ).

- Jak ubierało się wtedy choinkę w wigilię?

- Choinkę stroiły dzieci w jabłka, cukierki w kształcie sopli, orzechy owijane w sreberka, siano.

- A jakie prezenty się wtedy dostawało ?

- Dzieci dostawały mandarynki, jabłka, orzechy i nie było takich prezentów jak dzisiaj. Dorośli dostawali części ubrań np.: kobiety chusteczki, apaszki. Mój tata przebierał się za  Mikołaja.

- Pamiętasz może jakąś przygodę, która przydarzyła ci się w święta ?

- Oh, jedno pamiętam. Co prawda nie przydarzyło mi się to samej, ale mojej rodzinie także .

Tak więc mieliśmy psa. Siedział on jak zawsze na święta w domu razem z nami. Mieliśmy pięknie przybraną choinkę, a pies siedział przy niej. Było to tuż przed wieczerzą wigilijną.

Mama powiesiła na choinkę jabłka. Pies kiedy to zobaczył, wskoczył na nasze drzewko i wszystko zepsuł. Mama bardzo się zezłościła i wygoniła go na dwór. Nasza choinka nie była już taka ładna, bo miała na sobie tylko cukierki i siano. Wtedy strasznie zezłościłam się na psa, ale teraz chce mi się z tego śmiać!.

- Dziękuję ci babciu za wywiad. Mogę powiedzieć, że święta dawniej a dziś różnią się bardzo m.in. przybieraniem choinki, czy prezentami. Ale teraz chyba jest lepiej!

 

                                               Justyna Kurowska kl.Vb 

                                                       

We wspomnieniach moich rodziców

              Święta Bożego Narodzenia to najpiękniejsze święta kościelne w całym roku. Wiążą się mocno z tradycją i obrzędami, jakie przekazują sobie ludzie z pokolenia na pokolenie.

W domu rodzinnym moich rodziców traktowano te święta ze szczególną uwagą i ich atmosferę wyczuwało się już na długo przed ich przyjściem. Przygotowywania rozpoczynały się bowiem już w drugim tygodniu grudnia, kiedy większość gospodarzy na wsi biła świniaka. Zabitą świnię  zawieszano za tylne nogi na drągu i oprawiano. Mięso dzielono na części, studzono, a potem przerabiano. Najpierw z łba i żołądka gotowano salceson, / mama mówi, że ten zrobiony przez babcię był przepyszny/ a z podrobów kaszankę. Mięso na kiełbasy i szynki wkładano do marynaty. Aby szynka była dobra, obwiązywano ją sznurkiem i obgotowywano w gorącej wodzie, a potem wędzono. Do wędzenia używano drzewa z olszy, bo dawała zapaszysty dym. Tak przygotowane szynki były wielkim przysmakiem na świątecznym stole.

W domu mojego taty na dwa dni przed świętami zaczyniało się ciasto na chleb. Pieczono go w wielu domach na wsi. Był to chleb razowy, na zakwasie. Babcia wyrabiała go w drewnianej dzieży. Potem dzieliła ciasto na porcje, wkładała do wysmarowanej smalcem blachy i zostawiała, aby urosło.

Z okresem przedświątecznym wiązało się też generalne sprzątanie w domu i obejściu gospodarczym. Babcia przywiązywała wielką wagę do porządku w domu.  Prało się zasłony, firany, narzuty , myto okna i podłogi.

W tak wysprzątanym domu tuż przed Wigilią rozpoczynało się pieczenie ciast. Nie były one może  tak wymyślne ,jak obecnie, ale smakowały wybornie. Piekło się wtedy ciasta drożdżowe, strucle z makiem, serniki i pierniki. Gdy zaczynione ciasto wyrastało w cieple, dzieci musiały siedzieć cicho, nie wolno było robić przeciągów, bo mama krzyczała, że ciasto opadnie.

W domu moich rodziców  Wigilię  uważano za dzień, którego przebieg miał   decydować o całym roku. Należało zatem przeżyć go w zgodzie, spokoju i okazywać sobie największą życzliwość. Trzeba było także pamiętać, aby pooddawać wszystkie długi.

Już od samego rana trwały  przygotowania do uroczystej kolacji. Smażono rybę i gotowano postne przysmaki. W tym dniu ubierało się także choinkę. Początkowo był to świerk przyniesiony z lasu, a potem powoli pojawiały się drzewka sztuczne. Moja mama pamięta, że zawieszono na takiej choince małe czerwone jabłuszka, ciasteczka, cukierki, orzechy oraz przystrajało się ją watą. Na specjalnych żabkach mocowało się cienkie świeczki, które zapalało się podczas wieczerzy. Dopiero później pojawiły się lampki elektryczne i ozdoby podobne nieco do dzisiaj używanych. Wszystkie prace w tym dniu musiały być zakończone przed zapadnięciem zmroku.

W dniu Wigilii wszyscy pościli, nie można było jeść mięsa i ciasta. Dzieci z utęsknieniem czekały pierwszej gwiazdy na niebie. Gdy ta się pojawiła, domownicy zasiadali do stołu. Był on specjalnie przygotowany. Pod obrusem leżało sianko, a pod nim dziadek niepostrzeżenie wkładał pieniążek. Kto go znalazł po kolacji, ten miał mieć szczęście w następnym roku. Przy stole zostawiano jedno miejsce wolne dla niespodziewanego gościa.

Wieczerzę rozpoczynała wspólna modlitwa i odczytanie fragmentu pisma świętego o narodzinach Jezusa. Potem najstarsza osoba w domu /dziadek mamy/ rozpoczynał dzielenie się opłatkiem, świętym chlebem, na znak pojednania, miłości i pokoju. Wszyscy składali sobie życzenia i łamali się opłatkiem. Następnie spożywano przygotowane wcześniej potrawy: śledzie , kapustę wigilijną z grzybami, barszcz z uszkami, pierogi oraz popijano niesamowicie smaczny kompot z suszonych owoców. W trakcie kolacji pojawiał się w domu Mikołaj- pan z brodą i w kożuchu przekręconym na drugą stronę. Mama mówi, że był bardzo podobny do sąsiada, ale najważniejsze, że miał w worku prezenty dla dzieci.

W rodzinnej atmosferze wszyscy śpiewali kolędy, snuli plany na przyszłość i  wspominali dawne czasy.

Po kolacji dziadek szedł z opłatkiem do swoich zwierząt. Był zwyczaj dzielenia się i z nimi opłatkiem. Mówiono, że po północy zwierzęta mówią ludzkim głosem. Nigdy jednak nikt tego nie słyszał, bo kto tylko był zdrowy wyruszał do kościoła na pasterkę. A trzeba było iść około 4 km, w śniegu często po kolana, bo zimy były wtedy dość srogie i śnieżne. Niektórzy jechali saniami lub wozami. Drogi nie były oświetlone jak teraz, trzeba było świecić latarkami.

W tym dniu wszyscy byli dla siebie dobrzy i mili, nie kłócili się, darowali sobie wszystkie przewinienia, bo wierzono, że jeśli się tak nie zrobi, to następny rok będzie pełen kłótni i kłopotów.

Opracował:

                                                                                         Kuba Matwiejczuk

 

 

                                                        

 

 

http://kasinopanettguide.com/